Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 28 marca 2024 10:48
Reklama

Sejmik o sytuacji ratowników medycznych - 7 Dni na Mazowszu

Sytuacja w ratownictwie medycznym była omawiana podczas posiedzenia sejmiku województwa. Ratownicy domagają się od strony rządowej i NFZ zwiększenia nakładów na ratownictwo medyczne. Tymczasem samorząd województwa, przygotowując się na kolejną falę pandemii, podjął decyzję o zwiększeniu o 120 mln zł puli covidowego projektu unijnego. Dzięki temu do szpitali trafi kolejny potrzebny sprzęt, a ratownicy otrzymają 800 zł z UE specjalnego dodatku.
Sejmik o sytuacji ratowników medycznych - 7 Dni na Mazowszu

Kliknij aby odtworzyć

Na Mazowszu działają 202 zespoły ratownictwa medycznego. Funkcjonowanie ratownictwa medycznego, w tym przede wszystkim wynagrodzenia personelu, są finansowane przez budżet państwa i NFZ. Środki te od wielu lat są jednak niewystarczające, o czym wielokrotnie alarmowały samorządy i sami medycy.

 – Samorządy województw, są podmiotami tworzącymi, a nie finansującymi działalność placówek medycznych czy stacji pogotowia ratunkowego. Od lat mówimy o niedofinansowaniu systemu, o brakach kadrowych. Rząd zdaje się tego nie słyszeć. Musi dojść do tragedii, żeby ktoś w końcu zauważył problem. Jedynym rozwiązaniem dla tej patowej sytuacji, której od dwóch tygodni jesteśmy świadkami jest  zwiększenie finansowania Państwowego Ratownictwa Medycznego przez stronę rządową. Tu potrzeba zdecydowanych decyzji – podkreśla marszałek Adam Struzik.

Zbyt niskie stawki na ratownictwo

Samorząd województwa mazowieckiego jest podmiotem tworzącym dla czterech stacji pogotowia – Meditrans w Ostrołęce, Siedlcach i w Warszawie oraz stacji pogotowia w Płocku. W stacjach pracuje w sumie 1651 osób, z czego najwięcej, bo aż 1137 w stołecznym Meditransie. Stawki godzinowe w zależności od stacji wahają się od 65 zł do 110 zł dla lekarza, od 34 zł do 47 zł dla pielęgniarki, od 32 zł do 47 zł dla ratownika medycznego i od 37 zł do 45 zł dla kierowcy ratownika.

 Jak zauważa członek zarządu województwa mazowieckiego Elżbieta Lanc, stawki za tzw. dobokaretki na Mazowszu wcale nie należą do najwyższych, a od 10 lat nie było żadnych zwiększeń.

– Niestety, sytuacja finansowa stacji nie jest dobra. Strata na ratownictwie w mazowieckich stacjach kształtuje się następująco: w Warszawie – minus 8,8 mln zł, w Siedlcach – minus 5 mln zł, w Płocku – minus 5,6 mln zł, w Ostrołęce – minus 5,3 mln zł. Elżbieta Lanc dodała również, że dyrekcja pogotowia poruszać się może tylko w zakresie puli środków, którą ma na dany rok do dyspozycji. – Tymczasem wszystkie koszty operacyjne, czyli m.in. czynsze za najem stacji wyczekiwania, rachunki za prąd, paliwo, leki etc.  również znacząco wzrosły. Obecny budżet pogotowia jest zatwierdzany przez Ministerstwo Zdrowia i dopóki Ministerstwo Zdrowia nie przekaże dodatkowych środków na wynagrodzenia dyrekcja pogotowia ma związane ręce. My jako samorząd możemy doposażać pogotowie i to robimy, i w dalszym ciągu będziemy robić.

 Pani marszałek odniosła się także do rzekomych zysków pogotowia, o których wspominali w mediach przedstawiciele strony rządowej.

– W debacie publicznej pojawiły się informacje o rzekomym zysku pogotowia. To wynik bilansowy, a zatem zysk wirtualny, a w rzeczywistości konsekwencja m.in. zakupów karetek i innego wsparcia rzeczowego, którego w czasie pandemii trafiało do stacji bardzo wiele, również dzięki wsparciu samorządu województwa i UE – wyjaśniła Elżbieta Lanc.

 120 mln więcej z UE i powrót unijnych dodatków dla ratowników

 Przygotowując się na IV falę pandemii, samorząd województwa mazowieckiego podjął decyzję o zwiększeniu o kolejnych 120 mln zł projektu unijnego, w ramach którego realizowane są zakupy sprzętu dla mazowieckich szpitali. W efekcie jego wartość wyniesie teraz 480 mln zł. Samorząd chce także zwiększać pulę drugiego projektu unijnego, w ramach którego realizowane są m.in. szkolenia dla kadry medycznej – z 46 mln zł do 55 mln zł. Elżbieta Lanc poinformowała, że dzięki tej decyzji, od października samorząd województwa planuje przekazać ze środków unijnych 800 zł dodatku dla ratowników i 600 zł dla personału niemedycznego. Samorząd wystąpi do Komisji Europejskiej o wyrażenie zgody na takie zwiększenia.

 W ramach projektu dotyczącego zakupu niezbędnego sprzętu dla mazowieckich placówek medycznych, do stacji pogotowia trafiło w sumie 37 ambulansów, aparatura medyczna, środki ochrony i dekontaminatory. Stacje pogotowia otrzymują również środki finansowe z budżetu województwa na kształcenie i podnoszenie kwalifikacji.

Rządowe dodatki covidowe powinny wrócić

Radni dyskutowali na temat najważniejszych problemów, z jakimi mierzą się obecnie stacje pogotowia ratunkowego. Są to przede wszystkim spadek liczby lekarzy i ratowników medycznych chętnych do pracy w pogotowiu, braki finansowe wynikające m.in. ze zbyt niskich stawek dobokaretki, co z kolei uniemożliwia pokrycie oczekiwań finansowych pracowników, a także pogłębiająca się niewydolność całego systemu ochrony zdrowia w Polsce.

Jak zauważa przewodniczący sejmikowej komisji zdrowia i kultury fizycznej Krzysztof Strzałkowski, dodatki covidowe powinny natychmiast wrócić.

– Bez tego nie ma mowy o godnym uposażeniu ratowników medycznych. Nie ma mowy też, aby to samorządy, które są tylko wykonawcami zadań opłacanych przez administrację rządową, pokrywały z własnej kieszeni zwiększone wynagrodzenia. Przypomnę też, że pan wojewoda przejął pełną odpowiedzialność nad pracą dyspozytorni, więc wszelkie pytania w sprawie organizacji pracy, powinny być kierowane właśnie do niego.

 Z radnym Strzałkowskim w pełni zgodziła się radna Dorota Stalińska.

– Niestosowne jest kreowanie w opinii publicznej ratowników jako tych, którzy walczą tylko o pieniądze. To niesprawiedliwe i żenujące. Powinniśmy zrobić wszystko jako samorząd, aby chronić tych ludzi, którzy ciężko pracują za pieniądze ciągle za małe – dodała.

 Przewodniczący sejmiku Ludwik Rakowski kończąc dyskusję nad sytuacją w ratownictwie medycznym wyraził nadzieję, że sytuacja wkrótce zostanie opanowana. Samorząd województwa będzie w dalszym ciągu wspierał mazowieckie placówki.

 

7 dni na Mazowszu to program radiowy przedstawiający przegląd najważniejszych wydarzeń na Mazowszu w minionym tygodniu.

 

 

 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ
Miłość, wojna i śmierć Miłość, wojna i śmierć "Rozstajne drogi. Nie ma powrotu do domu" - powieść z bogatym tłem historycznym to dla autora, nie będącego historykiem, duże wyzwanie - mówi Elżbieta Jodko-Kula. Autorka scenariuszy przedstawień, oraz powieści dla dzieci i młodzieży, Pisze też książki dla dorosłych. Wydawnictwo Szara Godzina opublikowało jej powieść obyczajową "Zdrady i powroty", a Wydawnictwo Prószyński Media książki opowiadające o mniej znanych fragmentach biografii dwóch kobiet, bliskich sercu Marszałka Józefa Piłsudskiego - "Maria Piłsudska. Zapomniana żona", oraz "Ostatnia miłość Marszałka. Eugenia Lewicka. Potem był „Czas niezapomnianych”. A najnowsza powieść to „Rozstajne drogi. Nie ma powrotu do domu” Elżbieta Jodko-Kula. Autorka jest absolwentką Wyższej Szkoły Pedagogiki Specjalnej i studium socjoterapii. Od lat pracuje jako pedagog w jednej z podwarszawskich szkół. Publikowała opowiadania i powieści dla dzieci i młodzieży, oraz teksty dramaturgiczne wydane w dwóch zbiorach scenariuszy przedstawień dla teatrów szkolnych. Kilka z nich otrzymało wyróżnienia lub nagrody w ogólnopolskich konkursach. Jedna z nagrodzonych sztuk pt. "Perły szczęścia nie dają" została adaptowana i zaprezentowana widzom teatru telewizji. Sztuka "Zapis" została zrealizowana przez Teatr Animacji w Poznaniu. W 2014 r. ukazała się powieść dla dorosłych zatytułowana "Zdrady i powroty". Dziś o powieści z bogatym tłem historycznym. Skomplikowane losy polskich rodzin zamieszkujących północno-wschodnie tereny międzywojennej Polski, w powojennej historii były pomijane milczeniem. Od września 1939 roku do końca wojny na Wileńszczyźnie pięciokrotnie zmieniali się okupanci, ale po wojnie nie uczono o tym w szkołach. Przypominanie, że na wschód od powojennych granic kiedyś była Polska, nie było dobrze widziane. Uciekinierzy i przesiedleńcy przez lata nie mogli odwiedzać rodzinnych ziem i wielu z nich do końca życia nie ujrzało opuszczonych w pośpiechu chat, domów i dworów. Powieść „Rozstajne drogi. Nie ma powrotu do domu” opisuje historię przyjaźni trzech młodych mężczyzn, z pokolenia Kolumbów. Burzliwe dzieje dawnych Kresów stają się tłem i kanwą historii ich rodzin. W sielski obraz terenów, gdzie wielonarodowościowa ludność żyła we względnej harmonii, wkroczyła polityka i zmieniła wszystko. Przez lata zgodnie żyjący sąsiedzi poddani intensywnym działaniom agitatorów stali się dla siebie wrogami. Na przykładzie jednostkowych historii ludzkich pokazane są przemiany, które zaważyły na życiu setek tysięcy Polaków z Wileńszczyzny. Fakt, że część bohaterów to postacie autentyczne, uwiarygodnia opowieść. Na historię narodu składają się losy wszystkich jego dzieci i każdemu z nich należy się pamięć.Data dodania artykułu: 24.03.2024 12:42
Reklama
Reklama
Reklama