Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 29 marca 2024 11:08
Reklama

Odwiert geotermalny w Sochaczewie: wchodzą na plac, może być głośno

- Z wierceniem związany jest jednak podwyższony poziom hałasu w okolicy wiertni – przyznaje prezes Biedulski. - Odwiert wykonywany będzie 24 godziny na dobę, więc najbliższe osiedla mogą odczuwać pewną uciążliwość z tym związaną, ale jest to też jedyna uciążliwość, z jaką musimy się liczyć.
Odwiert geotermalny w Sochaczewie: wchodzą na plac, może być głośno

Autor: Radio Sochaczew

Praca nad odwiertem będzie prowadzona najkrócej do 30 września 24 godziny na dobę. Na terenie nieruchomości przy bazie Zakładu Komunikacji Miejskiej w Trojanowie powstanie dziura głęboka na prawie 1,5 kilometra. Roboty ruszą za chwilę. Właśnie ratusz podpisał umową z wykonawcą na tę wyjątkową inwestycję. Zadanie w całości finansuje, kwotą blisko 11 milionów złotych, Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. A wszystko po to, by dotrzeć do źródeł termalnych, dzięki którym nasze miasto zyskać ma najczystszą z możliwych energii, a także nowy dostęp do pitnej wody. Pytanie zasadnicze brzmi, czy się uda?

 

- Nasza praca będzie polegała na wykonaniu dość głębokiego otworu w celu poszukiwania podziemnych złóż wód geotermalnych – powiedział nam Arkadiusz Biedulski, prezes zarządu firmy G – Drilling, z którą nasz ratusz 16 maja br. uroczyście podpisał umowę na wykonanie odwiertu. - Od razu tu wyjaśnię, że pod ziemią nie ma czegoś takiego jak zbiornik wody, zgromadzona jest ona w skałach. Mamy dużą nadzieję, że takie źródło znajdziemy w Sochaczewie. Oby to była woda słodka o wystarczająco wysokiej temperaturze, bo taka będzie najlepsza do wykorzystania na potrzeby grzewcze miasta.

W tej chwili zakłada się, że źródło będzie miało temperaturę około 40 stopni Celsjusza. Jeśli faktycznie uda się do niego dotrzeć. Jakie mamy szanse? Zdaniem prezesa Biedulskiego, spore:

- Nasza firma ma w Polsce największe doświadczenie, jeśli chodzi o odwierty geotermalne. Chyba nie skłamię, jeśli powiem, że blisko 90 procent otworów wykonanych w ostatnich kilkunastu latach w kraju zrobiliśmy właśnie my. I powiem ze swojego doświadczenia, że faktycznie, wszystko na to wskazuje, że w Sochaczewie źródła geotermalne powinny być. Dowodzą tego chociażby istniejące źródła w dość niedużych od miasta odległościach. Oczywiście geologii nigdy nie można przewidzieć w 100 procentach przed wykonaniem odwiertu badawczego, ale jesteśmy tutaj dobrej myśli.

Wykonanie odwiertu w Sochaczewie to część większego projektu wspierania, czy też rozwoju geotermii w Polsce, którą założył sobie rząd. Poza nami dofinansowanie na poszukiwanie źródeł otrzymały cztery inne miasta: Sieradz, Koło, Lądek Zdrój i Szaflary na Podhalu.

- Mam nadzieję, ba, głęboko wierzę, że jak w Mszczonowie, tak w Sochaczewie będziemy mieć niedługo najczystsze, bezodpadowe źródło energii, na dodatek źródło, które nie budzi żadnych kontrowersji, bo nie ingerujemy w krajobraz – mówił podczas uroczystego podpisania umowy z wykonawcą Artur Szymon Michalski, zastępca prezesa NFOŚiGW. - Może samo wykonanie odwiertu nie jest tanie, ale po pierwsze w przyszłości obniży koszty ciepłownictwa w Sochaczewie, a po drugie budżet miasta w ogóle na tym nie ucierpi, gdyż zadanie w całości sfinansują środki zewnętrzne.

Ratusz już przygotowuje się do sytuacji odkrycia złóż geotermalnych. Złożono wniosek o dofinansowanie budowy zakładu geotermalnego, które zajmować się będzie odzyskiwaniem ciepła ze źródeł.

- Chcemy iść jeszcze dalej, chcemy już po zabraniu ciepła źródłu, potraktować je jak kolejne ujęcie wody pitnej po doprowadzeniu do stacji uzdatniania i wodociągów miejskich, Czyli, mówiąc krótko, chcemy tę wodę wykorzystać podwójnie – mówi burmistrz Piotr Osiecki. - Wierzę, że oczekiwania naukowców się potwierdzą i na końcu odwiertu spotkamy wodę o niskim stopniu mineralizacji, czyli mówiąc po prostu, wodę słodką, I mam nadzieję, że będzie to woda jeszcze cieplejsza, niż założono.

Prace nad wykonaniem odwiertu mają się rozpocząć dosłownie za chwilę i potrwają do końca października, choć wykonawca zakłada, że sam odwiert uda się wykonać do końca września. I przez ten czasu mieszkańcy Trojanowa muszą się liczyć z tym, że będzie głośniej niż zwykle.

- Z wierceniem związany jest jednak podwyższony poziom hałasu w okolicy wiertni – przyznaje prezes Biedulski. - Odwiert wykonywany będzie 24 godziny na dobę, więc najbliższe osiedla mogą odczuwać pewną uciążliwość z tym związaną, ale jest to też jedyna uciążliwość, z jaką musimy się liczyć.



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ
Miłość, wojna i śmierć Miłość, wojna i śmierć "Rozstajne drogi. Nie ma powrotu do domu" - powieść z bogatym tłem historycznym to dla autora, nie będącego historykiem, duże wyzwanie - mówi Elżbieta Jodko-Kula. Autorka scenariuszy przedstawień, oraz powieści dla dzieci i młodzieży, Pisze też książki dla dorosłych. Wydawnictwo Szara Godzina opublikowało jej powieść obyczajową "Zdrady i powroty", a Wydawnictwo Prószyński Media książki opowiadające o mniej znanych fragmentach biografii dwóch kobiet, bliskich sercu Marszałka Józefa Piłsudskiego - "Maria Piłsudska. Zapomniana żona", oraz "Ostatnia miłość Marszałka. Eugenia Lewicka. Potem był „Czas niezapomnianych”. A najnowsza powieść to „Rozstajne drogi. Nie ma powrotu do domu” Elżbieta Jodko-Kula. Autorka jest absolwentką Wyższej Szkoły Pedagogiki Specjalnej i studium socjoterapii. Od lat pracuje jako pedagog w jednej z podwarszawskich szkół. Publikowała opowiadania i powieści dla dzieci i młodzieży, oraz teksty dramaturgiczne wydane w dwóch zbiorach scenariuszy przedstawień dla teatrów szkolnych. Kilka z nich otrzymało wyróżnienia lub nagrody w ogólnopolskich konkursach. Jedna z nagrodzonych sztuk pt. "Perły szczęścia nie dają" została adaptowana i zaprezentowana widzom teatru telewizji. Sztuka "Zapis" została zrealizowana przez Teatr Animacji w Poznaniu. W 2014 r. ukazała się powieść dla dorosłych zatytułowana "Zdrady i powroty". Dziś o powieści z bogatym tłem historycznym. Skomplikowane losy polskich rodzin zamieszkujących północno-wschodnie tereny międzywojennej Polski, w powojennej historii były pomijane milczeniem. Od września 1939 roku do końca wojny na Wileńszczyźnie pięciokrotnie zmieniali się okupanci, ale po wojnie nie uczono o tym w szkołach. Przypominanie, że na wschód od powojennych granic kiedyś była Polska, nie było dobrze widziane. Uciekinierzy i przesiedleńcy przez lata nie mogli odwiedzać rodzinnych ziem i wielu z nich do końca życia nie ujrzało opuszczonych w pośpiechu chat, domów i dworów. Powieść „Rozstajne drogi. Nie ma powrotu do domu” opisuje historię przyjaźni trzech młodych mężczyzn, z pokolenia Kolumbów. Burzliwe dzieje dawnych Kresów stają się tłem i kanwą historii ich rodzin. W sielski obraz terenów, gdzie wielonarodowościowa ludność żyła we względnej harmonii, wkroczyła polityka i zmieniła wszystko. Przez lata zgodnie żyjący sąsiedzi poddani intensywnym działaniom agitatorów stali się dla siebie wrogami. Na przykładzie jednostkowych historii ludzkich pokazane są przemiany, które zaważyły na życiu setek tysięcy Polaków z Wileńszczyzny. Fakt, że część bohaterów to postacie autentyczne, uwiarygodnia opowieść. Na historię narodu składają się losy wszystkich jego dzieci i każdemu z nich należy się pamięć.Data dodania artykułu: 24.03.2024 12:42
Reklama
Reklama
Reklama