Zjawisko wypalania traw w powiecie sochaczewskim od kilku dni nasila się coraz bardziej i wzrasta proporcjonalne do wzrostu temperatury. Czasami strażacy wyjeżdżają do takich pożarów kilkanaście razy na dobę.
- Z reguły nie ma tu zdarzeń przypadkowych. Jest to działanie zupełnie świadome – mówi oficer prasowy KP PSP Sochaczew Rafał Krupa. - Najdziwniejsze jest to, że przecież wypalanie pól i łąk nie przynosi żadnych pozytywnych efektów, wręcz przeciwnie, tylko zniszczenie, mimo to ludzie nie zważając na zagrożenie, jakie stwarzają, również na fakt, że łamią prawo, nadal wypalają łąki. A pożar jest takim zjawiskiem, że nigdy wiemy, jak się rozwinie, nie możemy przewidzieć, co się stanie. Wystarczy podmuch wiatru i pożar może przenieść się na pobliskie zabudowania i lasy, stwarzając zagrożenie dla zdrowia i życia zwierząt i ludzi.
Rafał Krupa przyznaje, że rzadko dochodzi do ujęcia podpalaczy.
- Zazwyczaj, gdy dojeżdżamy, na miejscu nie ma już nikogo.
Najczęściej dochodzi do tego typu pożarów na obrzeżach dróg, torów kolejowych, nieużytków, ale również w pobliżu zabudowań.
- Zagrożenie dla mieszkańców stanowi sam dym, który wnika do pomieszczeń zabudowań sąsiadujących z pożarem. Dym też przecież zagraża bezpieczeństwu na drodze, ograniczając widoczność. Szkody dla przyrody są nieodwracalne. Ginie wiele gatunków zwierząt i to nie tylko małych, bo przecież niejednokrotnie giną sarny, jelenie.
Zapraszamy do wysłuchania całego wywiadu z kapitanem Rafałem Krupą.
Napisz komentarz
Komentarze