Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 29 marca 2024 16:26
Reklama

Fundacja Nero w Sochaczewie: na pierwszym miejscu jest zwierzę

- Chętnych osób do wzięcia psa czy kota jest sporo, nie można powiedzieć, że ludzie nie chcą zwierząt. Ale podchodzimy do tego bardzo ostrożnie, dlatego, że chcemy, żeby te zwierzęta znajdowały domy do końca życia...
Fundacja Nero w Sochaczewie: na pierwszym miejscu jest zwierzę

Fundacja na Rzecz Ochrony Praw Zwierząt Nero w Sochaczewie w tym roku będzie obchodzić 10 rocznicę swojego powstania. To najstarsza tego typu organizacja w naszym powiecie.

 

- Zginęła nam suczka. Szukając jej, trafiliśmy do schroniska Azorek – wspomina okoliczności powstania Fundacji jej założycielka i prowadząca do dziś Jadwiga Wiśniewska. - Od razu zaangażowaliśmy się z synem w wolontariat. Chcieliśmy pomóc w znalezieniu domów jak największej liczbie psów ze schroniska. Robiliśmy z synem zdjęcia, dawaliśmy ogłoszenia. Zaczęliśmy też już robić interwencje. I dla ułatwienia kontaktów z urzędami, z policją, po jakimś czasie zdecydowaliśmy się założyć fundację.

Rodzina pani Jadwigi posiadała wtedy trzy własne psy. Dwa mieszkały na działce: jeden z nich został znaleziony w polu z połamanymi łapami, drugiego wzięli ze schroniska. W domu natomiast mieszkała suczka, którą syn Jadwigi przyniósł spod śmietnika. Dziś czworonogów znajdujących się pod opieką Fundacji Nero jest znacznie więcej. Ale trudno je policzyć.

- Ta liczba jest ruchoma. Psy przychodzą i odchodzą. Czasami trafiają do nas zgubione zwierzęta, po które po jakimś czasie zgłaszają się właściciele. Na bieżąco prowadzimy też przecież adopcje. Generalnie jest to liczba, która oscyluje w granicach 60 – 70 psów – mówi Jadwiga.

Dodajmy, że oczywiście nie wszystkie mieszkają na terenie Fundacji – czyli posesji rodziny Wiśniewskich. Wiele z nich przebywa w domach tymczasowych.

Nero opiekuje się też kotami.

- U mnie w domu jest dwadzieścia kotów, ale też zajmujemy się kotami przebywającymi u tak zwanych opiekunek. W każdym z takich domów również przebywa po kilka, kilkadziesiąt kotów, a takich domów mamy w tej chwili pięć – wylicza Jadwiga. - Poza tym dokarmiamy koty miejskie, nasze sochaczewskie, fundacja przekazuje jedzenie paniom mieszkającym na osiedlach, które się tym zajmują. Poza dokarmianiem, zajmujemy się też leczeniem i sterylizacją tych kotków.

Poza czipowaniem, sterylizacją, kastracją, leczeniem, interwencjami i karmieniem, fundacja kładzie ogromny nacisk na adopcję. Ale podchodzi do tej tematyki wyjątkowo świadomie.

- Adopcje to bardzo trudny temat – tłumaczy Jadwiga. - Chętnych osób do wzięcia psa czy kota jest sporo, nie można powiedzieć, że ludzie nie chcą zwierząt. Ale podchodzimy do tego bardzo ostrożnie, dlatego, że chcemy, żeby te zwierzęta znajdowały domy do końca życia. Nie tak, że dzisiaj bierzemy szczeniaczka czy kotka, bo synek chce się pobawić, a gdy urośnie, odwozimy lub nie daj Boże porzucamy w lesie, na łące, przy drodze. Są osoby, które pomagają mi w tych adopcjach, robią bardzo skuteczne ogłoszenia. Gdy ktoś się zgłosi, przeprowadzamy dokładny wywiad i kontrolę domu, posesji. Rozmawiamy z tymi osobami, są to długie i dosyć ostre rozmowy. Sprawdzamy, czy ta osoba jest odpowiednia, czy dom jest odpowiedni, jak reaguje rodzina. Bo zdarza się, że żona chce psa, a mąż absolutnie nie i już wiemy, że jest konflikt, że może być problem. Takie domy wykluczamy. Sprawdzamy też warunki, w jakich będzie przebywał pies. Często zgłaszają się ludzie, którzy twierdzą, że mają dla psa boks. Jestem zdania, że oczywiście zwierzęta nie muszą spać z ludźmi w ich łóżkach. Jak najbardziej dopuszczalne jest podwórko, a nawet kojec, ale musimy mieć pewność, że ten pies nie spędzi w tym boksie w zamknięciu całego życia. Także przed oddaniem psa do adopcji wszystko musimy rozważyć, przemyśleć, musimy być pewni, że zwierzę idzie do dobrego domu i godnych warunków. To ono jest tutaj dla nas priorytetem.

Gdy pytamy Jadwigę, ile psów w ciągu tych dziesięciu lat udało się skutecznie oddać do dobrych domów, mówi, że pięć pełnych segregatorów. Dla przykładu w 2017 Fundacja „wydała” 37 psów i szczęśliwie żaden nie wrócił. Ich domy były kilkakrotnie sprawdzane już w trakcie trwania adopcji i wszystko wygląda bardzo dobrze.

Koszty codziennego utrzymania kilkudziesięciu psów i kotów są ogromne. Wiele z nich wymaga wyjątkowej pielęgnacji. W Fundacji Nero przebywa kilka psów po wypadkach i pobitych, których niepełnosprawność wymusza dodatkowe wydatki na pieluchy, leki, podkłady. Miesięczne wydatki organizacji na pomoc zwierzętom wynoszą od 4 do 8 tysięcy złotych. Dlatego warto jej pomagać, również ofiarowując 1 % naszego podatku przy rozliczeniu PIT. Jeśli ktoś nie rozliczył się jeszcze w Urzędzie Skarbowym, a chciałby wesprzeć fundację w ten sposób, podajemy nr KRS: KRS 0000 317840.

- Na pewno te pieniądze pójdą na konkretną pomoc zwierzętom – podkreśla Jadwiga Wiśniewska.

 

Zachęcamy do wysłuchania wywiadu z Jadwigą Wiśniewską, prezes Fundacji na Rzecz Ochrony Praw Zwierząt Nero. 

Kliknij aby odtworzyć

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Iwona 20.04.2018 10:26
Wspaniała fundacja .Warto im pomagać

PRZECZYTAJ
Miłość, wojna i śmierć Miłość, wojna i śmierć "Rozstajne drogi. Nie ma powrotu do domu" - powieść z bogatym tłem historycznym to dla autora, nie będącego historykiem, duże wyzwanie - mówi Elżbieta Jodko-Kula. Autorka scenariuszy przedstawień, oraz powieści dla dzieci i młodzieży, Pisze też książki dla dorosłych. Wydawnictwo Szara Godzina opublikowało jej powieść obyczajową "Zdrady i powroty", a Wydawnictwo Prószyński Media książki opowiadające o mniej znanych fragmentach biografii dwóch kobiet, bliskich sercu Marszałka Józefa Piłsudskiego - "Maria Piłsudska. Zapomniana żona", oraz "Ostatnia miłość Marszałka. Eugenia Lewicka. Potem był „Czas niezapomnianych”. A najnowsza powieść to „Rozstajne drogi. Nie ma powrotu do domu” Elżbieta Jodko-Kula. Autorka jest absolwentką Wyższej Szkoły Pedagogiki Specjalnej i studium socjoterapii. Od lat pracuje jako pedagog w jednej z podwarszawskich szkół. Publikowała opowiadania i powieści dla dzieci i młodzieży, oraz teksty dramaturgiczne wydane w dwóch zbiorach scenariuszy przedstawień dla teatrów szkolnych. Kilka z nich otrzymało wyróżnienia lub nagrody w ogólnopolskich konkursach. Jedna z nagrodzonych sztuk pt. "Perły szczęścia nie dają" została adaptowana i zaprezentowana widzom teatru telewizji. Sztuka "Zapis" została zrealizowana przez Teatr Animacji w Poznaniu. W 2014 r. ukazała się powieść dla dorosłych zatytułowana "Zdrady i powroty". Dziś o powieści z bogatym tłem historycznym. Skomplikowane losy polskich rodzin zamieszkujących północno-wschodnie tereny międzywojennej Polski, w powojennej historii były pomijane milczeniem. Od września 1939 roku do końca wojny na Wileńszczyźnie pięciokrotnie zmieniali się okupanci, ale po wojnie nie uczono o tym w szkołach. Przypominanie, że na wschód od powojennych granic kiedyś była Polska, nie było dobrze widziane. Uciekinierzy i przesiedleńcy przez lata nie mogli odwiedzać rodzinnych ziem i wielu z nich do końca życia nie ujrzało opuszczonych w pośpiechu chat, domów i dworów. Powieść „Rozstajne drogi. Nie ma powrotu do domu” opisuje historię przyjaźni trzech młodych mężczyzn, z pokolenia Kolumbów. Burzliwe dzieje dawnych Kresów stają się tłem i kanwą historii ich rodzin. W sielski obraz terenów, gdzie wielonarodowościowa ludność żyła we względnej harmonii, wkroczyła polityka i zmieniła wszystko. Przez lata zgodnie żyjący sąsiedzi poddani intensywnym działaniom agitatorów stali się dla siebie wrogami. Na przykładzie jednostkowych historii ludzkich pokazane są przemiany, które zaważyły na życiu setek tysięcy Polaków z Wileńszczyzny. Fakt, że część bohaterów to postacie autentyczne, uwiarygodnia opowieść. Na historię narodu składają się losy wszystkich jego dzieci i każdemu z nich należy się pamięć.Data dodania artykułu: 24.03.2024 12:42
Reklama
Reklama
Reklama